czwartek, 22 lutego 2018

//Wątki poboczne cz.1

A było to tak...

Zirytowana tym, co dotychczas osiągnęłam w życiu (dwa porzucone kierunki studiów, trzeci - obecny, to dopiero pierwszy semestr) stwierdziłam, że pora coś zrobić. Robienie zaczęłam sensownie - rozesłałam wici, że szukam pracy/stażu/praktyk, ale zastrzegłam, że chciałabym informatykę. A najlepiej, programowanie. I to nie byle jakie, ale w moim ukochanym (obecnie mocno przeze mnie zapuszczonym i zapomnianym) C++.

Wici rozesłane, to pora poszukać w ogłoszeniach. Ooo, jest! Poszukiwany programista C++. Ogłoszenie po polsku (dobrze to wróży mojej skrajnej niechęci do angielskiego), wymagania... Hmmm... Spełniam 30%, ale co tam, raz się żyje, najwyżej mi nie odpiszą. Tak myślałam.
Dwa dni później, w skrzynce pocztowej pojawia się ona, WIADOMOŚĆ DNIA. Jestem zaproszona na rozmowę!

Rozmowa była miła i interesująca. Nawet zadanie rekrutacyjne dostałam! Mocno mnie przerosło, ale to nic, pierwsze koty za płoty. Po drodze, zamarzyła mi się Java. Kilka języków już znam (no dobra, jeden przez trzy przypadki: C, C++  i C#), więc nauczenie się nowego nie powinno być trudne, co nie?

I tak oto siedzę sobie wieczorkiem i usiłuję zmusić mój laptop do współpracy. Oczywiście utknęłam na samym starcie, czyli udało mi się zainstalować Java Development Kit, ale nie chce działać kompilator. Poprawiałam go i przez konsolę i przez grzebanie w ustawieniach i nic. Jak zwykle kreatywność osiąga maksimum, kiedy nic nie idzie a masz dużo do roboty i stąd pomysł na opisanie tego (może ktoś się pośmieje).

Dopisałam sobie do listy, że mam dostosować szablon bloga, ale szczerze mówiąc nie chce mi się. Z front-endem zawsze mi jakoś tak nie po drodze... Nawet jeżeli miałby polegać tylko na przeklikaniu.

C.D.N.